Jest w moim życiu taki czas, który
obfituje w imprezki urodzinowe. W przeciągu dwóch tygodni przechodziłam więc
prawdziwe wariacje z pieczeniem trzech tortów.
Otworzyłam segregator pełen przepisów zbieranych latami, część zapisanych
przez moją mamę i daną mi po ślubie,
bym stawiała pierwsze niemrawe kroki w kuchennej przygodzie; część
zasłyszanych od babć, cioć; wycinki z gazet, zasmakowane na różnych
uroczystościach i pieczołowicie spisywane.
Przepisów na biszkopt miałam z siedem wersji. Do tej pory torty robiła mama
i nie miała sobie równych. Ja uwielbiam piec
wszelakie ciasta – kochamy serniki, szarlotki – ale produkcję tortów dopiero
zaczynam. Tort orzechowy, makowy, migdałowy, kawowy, bezowy… W zasadzie
kombinować można z kremem i dodatkami, ale bazą jest piękny wyrośnięty
biszkopt.
Czy jednak ciasto naprawdę nie znosi używania metalu, mieszania w jedną
stronę? Czy są to jakieś przesądy, czy naprawdę ma to jakieś znaczenie?
W jednym przepisie żółtka oddzielamy od białek. Siedem żółtek ucieramy z
połową szklanki cukru plus jedna łyżka octu plus dwie łyżki wody plus
szklanka mąki plus łyżeczka proszku do pieczenia. Na końcu dodajemy pianę i
lekko mieszamy. Ciocia Jola znowu: sześć żółtek zalewa siedmioma łyżkami
gorącej wody i dopiero uciera z pozostałymi składnikami: pół szklanki cukru,
dwie łyżeczki proszku, 20 dag mąki ziemniaczanej, 20 dag mąki tortowej i na
koniec wymieszać z ubitą pianą…
Ja jednak wybrałam najprostszy, bezawaryjny: cztery jajka plus szklanka
cukru plus szklanka mąki plus łyżeczka proszku do
pieczenia. Wszystko miksujemy i po wylaniu na papier do formy pieczemy ok.
25 minut.
A masa… Ooo, tu można poszaleć! Uwielbiam śmietany czerwone 36% - pięć
sztuk, zmiksowane i niezawodnie ubite, plus kostka tłustego twarogu – tu
mamy bazę. Można dodać kajmak, wszelkiego rodzaju aromaty w stylu rumu,
spirytusu, rozpuszczonej kawy. No i oczywiście odpowiednie nasączenie – czy
to kawą z rumem, czy wodą z cytryną i odrobiną alkoholu.
Do dekoracji wskazane wszelkie owoce, czy to z kompotu, czy świeże, czy
namoczone w winie, nalewce… Palce lizać.
A do tego polecam bardzo na zimowe wieczory herbatę inną niż zwykle –
troszkę trzeba się napracować, ale efekt przepyszny.
Herbatę czy to liściastą czy ekspresową zalewamy w dużym dzbanie około
półtora litra wrzątku, dodajemy do tego,
co dusza zapragnie: plastry
cytryny, plastry pomarańczy, plastry jabłka (umyte ze skórką), i przyprawy –
szczyptę kardamonu, imbiru (może być świeży pokrojony), cynamonu, anyżu,
kilka goździków, jeśli ktoś posiada, trochę soku
z malin, i po lekkim
ostudzeniu dosładzamy miodem – ok. 2 łyżek. Cudownie rozgrzewa, pachnie i
smakuje!
Smacznego, drodzy Czytelnicy, i wiele ciepła w sercach na zimne wieczory!
Zostańcie z Bogiem!
Ewa Gawor do góry